sobota, 31 października 2015

Rozdział trzeci. "Halloween"

Ogłooooszenia parafiaaaalneeee.
Proszę, please, bitte, per favore
CZYTAM = KOMENTUJĘ.

A teraz zapraszam na rozdział trzeci.



                                                           

Wrzesień i październik minęły niesamowicie szybko – nawet się nie obejrzałam a Bijąca Wierzba zrzuciła z siebie ostatnie, kolorowe liście. Powietrze rano i wieczorem było rześkie i chłodne. Jesień – moja ulubiona pora roku.
   Gdy zeszłam na śniadanie, w Wielkiej Sali było prawie pusto. Lubiłam ciche, sobotnie poranki gdy można było w spokoju poczytać książkę, pouczyć się. Przy stole krukonów siedziała Ann. Zarzuciła kasztanowe włosy na plecy i z prędkością chochlika zapisywała coś w notesie, przegryzając w międzyczasie dyniowe ciastko. Usiadłam obok niej i do kubka wlałam sobie kawę.
-Co tam tak zapisujesz? – zapytałam z zaciekawieniem zaglądając jej przez ramię.
-O to niespodzianka dla Adama, na naszą rocznicę.
-Czy to wiersz? Mogę przeczytać?
-Jeszcze nie jest skończony – powiedziała i zamknęła notes z hukiem. Zaśmiałam się pod nosem upijając łyk ciepłego napoju. Wielka Sala zaczęła wypełniać się ludźmi. Wśród uczniów dało się wyczuć nastrój radosnego podniecenia. W końcu tej nocy było Halloween – swoją drogą, moje ulubione święto. Zapach dyniowego ciasta, kostiumy i bal w Wielkiej Sali do rana to atrakcje, które powtarzały się co roku jednak każde Halloween było niezapomnianym przeżyciem. Tym razem dla mnie było to ostatnie święto w murach tej szkoły,  co – muszę przyznać – strasznie mnie bolało. W końcu Hogwart stał się dla mnie drugim domem.
W Wielkiej Sali pojawiła się Hanna Longbottom, żona wujka Nevilla która od pewnego czasu pracowała w Hogwarcie jako uzdrowicielka. Szybkim krokiem pokonała dzieląca nas odległość.
-Rose mam do ciebie prośbę.
-Tak ciociu? – zapytałam uprzejmie.
-Mogłabyś skoczyć do szklarni Nevilla, przynieść mi  trochę Asfodelusa? Dziś Halloween i wraz z profesor Whitebree chcemy uważyć eliksir wiggenowy, tak w razie czego.
-Myślę, że to bardzo mądry pomysł – zaśmiałam się.
-Aż strach pomyśleć co w tym roku strzeli dzieciakom do głowy – pokręciła głową. Porozmawiałyśmy jeszcze przez chwilę po czym wyszłam z Wielkiej Sali, powolnym krokiem zmierzając w stronę szklarni numer dwa. Po drodze spotkałam Scorpiusa rozmawiającego ze swoimi kolegami ze Slytherinu. Przemknęłam obok niego niezauważalnie, nie chcąc mu przeszkodzić jednak po chwili dogonił mnie.
-Czemu mi uciekasz? – zapytał chwytając moją dłoń i całując ją delikatnie.
-Nie uciekam. Nie chciałam po prostu przeszkadzać – odparłam i splotłam nasze dłonie.
Stanęłam przed szklanymi drzwiami oprawionymi w cynowe ramy. Klamka w kształcie dyni poruszyła się i z jej wnętrza wydobył się głos.
-Hasło?
-Mimbulus mimbletonia – odparłam. Klamka przekręciła się i drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem  Zajrzałam do szklarni.  Przez pnącza porastające szklane ściany po sam sufit w środku panował półmrok. W powietrzu unosiły się różne zapachy – mocne słodkie kwiatowe, imbir, mięta – które w połączeniu były przyjemne, lecz trochę przytłaczające.
Scorpius pogłaskał liść młodej mandragory i rozejrzał się z zainteresowaniem dookoła.
-Szkoda, że ta szklarnia nie jest do użytku dla uczniów. Jest bardzo klimatyczna.
-Wujek Neville twierdzi hoduje tu różne gatunki roślin do których uczniowie nie powinni mieć dostępu.
-Ty możesz – zaśmiałam się całując mnie w czubek głowy.
-Ufa mi i wie, że kocham rośliny – odparłam i kucnęłam obok dużej, owalnej donicy w której rosły różowe, pachnące kwiatki. Urwałam kilka i wrzuciłam do koszyka. Gdy się wyprostowałam, przez jedyny nieporośnięty fragment okna dostrzegłam Albusa siedzącego na murze okalającym szklarnie, z telefonem przy uchu.
-Albus rozmawia przez komórkę? – zdziwiłam się. Scorpius stanął obok mnie i obrzucił wzorkiem Pottera.
Wyszliśmy na zewnątrz.
-Cześć Al – zagadnęłam kuzyna. Chłopak podskoczył nerwowo, rzucił krótkie „Oddzwonię później” i wepchnął telefon do kieszeni marynarki z lwem na piersi.
-Używasz mugolskich wynalazków? – zdziwił się Scorpius wyciągając telefon z kieszeni kolegi i oglądając go dokładnie z każdej strony.
-O co chodzi Al? – zapytałam, a chłopak nerwowo przygładził włosy. Wziął głęboki wdech jakby przygotowując się do niewyobrażalnie trudnej rozmowy.
-Chodzi o to, że… w wakacje wuj Dudley zaprosił cała naszą rodzinę do siebie na weekend.
-Wszyscy byli wtedy w szoku – wtrąciłam pospieszenie, a Scorpius zmarszczył w zamyśleniu czoło.
-Wiesz Scorp, mój ojciec mieszkał u swojego wujostwa całe dzieciństwo i szczerze mówiąc nie miał lekko. Kilka miesięcy temu przypadkowo spotkał swojego kuzyna w Londynie i tak to się potoczyło. Wujek się zmienił, sam ma żonę i córkę i nie brzydzi się magią tak jak jego rodzicie. Margaret, moja kuzynka jest bardzo miła. Zaprosiła mnie, James’a i Lily na imprezę. Wszędzie było pełno mugoli, tańczyli jak szaleni. I zobaczyłem tam Melody. Jest taka piękna, zaraz pokażę wam zdjęcie – zachwycił się i wyrwał Malfoy’owi komórkę z dłoni. Przez chwilę szukał zdjęcia w skupieniu a gdy je odnalazł i spojrzał na twarz dziewczyny, rozpromienił się. Pokazał nam zdjęcie. Blondynka o zielonych oczach i roześmianym obliczu od razu wzbudziła we mnie sympatię– Cała noc rozmawialiśmy. Powiedziałem jej kim jestem. Nie uwierzyła, więc pokazałem… Nie patrz tak na mnie Rose, wiem że to było nieodpowiedzialne ale nie mogłem inaczej. Dała mi swój stary telefon, codziennie rozmawiamy.
-Ehh.. Potter – zaśmiałam się pod nosem i objęłam kuzyna ramieniem. – Cieszę się.
-Ja też – wtrącił się Scorp. –Musimy ją kiedyś poznać.


                                                                                 ∞∞∞∞∞∞∞
Halloweenowy bal rozpoczynał się o godzinie dwudziestej. Stałam przed ogromnym lustrem oprawionym w złotą ramę i przyglądałam się swojemu strojowi wampira. Nie był powalający, ale w tym roku nie miałam głowy do wymyślania kostiumów więc poszłam na kompletną łatwiznę w czasie wakacji wstępując do mugolskiego supermarketu. Po chwili do sypialni wpadła Lily, a zaraz za nią w pomieszczeniu pojawiła się Mary.
-Twoja kuzynka stała pod drzwiami do naszego dormitorium i walczyła z hasłem.
-„Co to jest – najpierw trzeba rozbić, żeby było całe” ? Skąd mogłam wiedzieć?
-Namiot – odparłam, a Mary przytaknęła z uśmiechem.
-Namiot? Namiot? – jęknęła Lily.
-Co cie sprowadza?
-Pożycz mi swój strój wampira – powiedziała załamana a ja dopiero teraz zauważyłam, że dziewczyna w jednej ręce trzyma podartą sukienkę.
-Co zrobiłaś ze swoim? – zapytałam ledwo powstrzymując się od śmiechu.
-Próbowałam zmienić kolor tej sukienki na zielony, ale… podarła się – odparła. Przez chwilę próbowałyśmy zaklęciami przywrócić ubranie do poprzedniej formy, jednak tkanina była wyjątkowo oporna. Gdy nic nie zadziałało, zdjęłam swój strój i oddałam dziewczynie. Czarna peleryna idealnie współgrała z jej długimi prostymi włosami w kolorze miedzi.
-Dzięki, założyłam się z Loganem, że moje przebranie będzie wyjątkowe. I tak przegram, ale głupio by było, gdybym przyszła bez niczego.
-Jasne – odparłam i zaśmiałam się.
 Sama włożyłam błękitną  sukienkę do kostek, a we włosy wpięłam delikatny diadem w błękitnym kamieniem. Sama nie wiedziałam kogo miałby odzwierciedlać ten strój, jednak Lily wyglądała na zachwyconą.
-Jesteś Roweną Ravenclaw!
-Jestem Ravenclaw – przytaknęłam z uśmiechem.

                                                                  ∞∞∞∞∞∞∞

Wielka Sala pachniała ciastkami dyniowymi, piwem kremowym i czekoladą. Zaczarowany sufit tego wieczoru przypominał nocne, nieco zachmurzone niebo podczas pełni. Tysiące malutkich świeczek lewitujących w powietrzu oświetlały pomieszczenie ciepłym blaskiem. Zniknęły cztery długie stoły robiąc miejsce na parkiet taneczny, który był już całkowicie zapełniony uczniami. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc jak Hugo wraz z jakąś czarnowłosą podbijają parkiet. Wzdłuż ścian ustawione były okrągłe stoliki uginające się pod ciężarem jedzenia. Na rozstawionej niedawno scenie z gitarą szalał James. Wszystkie dziewczyny wzdychały ciężko na każde skinienie jego palców. „Potter i spółka” robił taką furorę, że żaden magiczny festiwal muzyczny nie mógł się bez nich odbyć. 
-Na Merlina, jak on mnie denerwuję – warknął mi obok ucha Albus.
-Gdzie twój strój? – zagadnęłam, a on tylko wywrócił oczami.
-Jestem tu służbowo. Dostałem nakaz pilnowania mojej młodszej siostry.
-Hmm jesteś trochę jak Dementor.
-Dzięki – odparł i skrzywił się. Po chwili dołączył do nas Scorpius w stroju hrabia Draculi.
-A gdzie się podziała moja wampirzyca?
-Baluje z Loganem. Pożyczyłam Lily strój.
-Jaka dobra z ciebie kuzynka – stwierdził Scorp.
-Najlepsza! – nagle znikąd pojawił się James i zorientowałam się, że na scenie stoją tylko dwa wielkie głośniki.
-Cześć gwiazdo – przytuliłam kuzyna i potargałam jego czarne gęste włosy – już zwijacie interes?
-Umawialiśmy się, że gramy do dwudziestej trzeciej a potem możemy się bawić z uczniami. A ja mam świetny pomysł na zabawę – powiedział i zobaczyłam jak w jego kieszeni znajduję się butelka z rumem.
           Rozsiedliśmy się na korytarzu na trzecim piętrze. Było cicho i przyjemnie, a jedyne odgłosy dostające się do naszych uszu to przytłumione dźwięki zabawy. Pociągnęłam łyk słodkiego, mocnego płynu i podałam butelkę Jamesowi.
-Co tam słychać u Weasley’ów? – zagadnął Scorpius odbierając butelkę od Jamesa.
-Victorie i Teddy planują ślub. Poważnie, nie patrzcie tak na mnie. Vic lata jak na skrzydłach i jest zachwycona. Gorzej z wujkiem Billem.
-Cieszę się, Teddy jest naprawdę fajnym chłopakiem – odparłam – A co u Dominique i Louisa?
-Wyjechali do wujka Charliego. Jest teraz w Rumunii. Dominique chcę opiekować się smokami a Loui raczej butelkami z rumem.
-Zrobiła sobie tunele w uszach?
-Tak, ciotka Fleur prawie dostała zawału. Oczywiście oberwało się za to wujkowi.
-Co to są tunele? – zaciekawił się Scorpius
-Później ci pokaże – odparł Albus. – A co z Lucy i Molly? Nadal chcą być uzdrowicielami?
-Taak, mają staż w świętym Mungu. Lucy chciałaby pracować w Hogwarcie. Ciekawe co na to ciocia Hanna.
-Na pewno będzie zachwycona – odparłam z uśmiechem- Fred nadal w Magicznych Dowcipach co?
-No pewnie, taki sam kawalarz jak ojciec. Ciocia Angelina już sobie nie radzi i tęskni za tym jak Fredzio był w szkole – odparł kuzyn, a po chwili uderzył się w czoło z otwartej dłoni – zapomniałem mówić: Roxanne przeniosła się do Hogsmeade, pracuję w trzech miotłach jako barmanka.
-Żartujesz? – pisnęłam już nieco podpita. – Jak się cieszę, będę mogła się z nią częściej widywać!
-Ciekawe czy da nam zniżkę na piwo kremowe? – zainteresował się Albus. Zaśmiałam się. Nagle do moich uszu dobiegł przerażający wrzask. Poderwaliśmy się na nogi jak oparzeni. Każdy z nas odruchowo chwycił za różdżkę. Pobiegliśmy w stronę źródła hałasu. Serce waliło mi jak szalone. Gdy byliśmy już coraz bliżej źródła dźwięku, wrzask stawał się coraz rozpaczliwszy, aż w końcu zamienił się w głuchy skrzek. Wybiegliśmy zza rogu, chłopcy mnie wyprzedzili. Usłyszałam jak James krzyczy „Petrificus Totalus”, a potem jak głośno klnie. Albus wrzasnął: „Lily!” i w tym momencie do nich dobiegłam. Na ziemi pod ścianą leżała Lily. Z jej bladej szyi sączyła się krew. Zamglone oczy nerwowo lustrowały otoczenie. Albus i Scorpius chwycili dziewczynę na ręce i zaczęli biec w kierunku skrzydła szpitalnego. Nigdzie nie było ani napastnika ani Jamesa. Wzięłam głęboki oddech i pobiegłam za chłopakami.

                                                                      ∞∞∞∞∞∞∞
Po piętnastu minutach James wrócił.
-Zaklęcie go nie trafiło i wybiegł… zaskakująco szybko. To musiał być wampir – stwierdził James.
-Tak to było ukąszenie wampira – zza parawanu rozstawionego przy łóżku Lily wyszła ciocia Hanna – na szczęście mieliśmy eliksir wiggenowy a wampirzy jad nie dostał się do jej krwiobiegu. Wszystko będzie dobrze – powiedziała i dotknęła mojego ramienia. Dopiero teraz dotarło do mnie, że płaczę. Nagle w Sali pojawiła się dyrektor McGonagall oraz wujek Harry i ciocia Ginny. Zapłakana Ginny podbiegła do łóżka i odsunęła nerwowo parawan. Pogłaskała córkę po policzku. Albus i James przytulili matkę, a wujek Harry nerwowo pocierał czoło. Po chwili pojawiła się reszta rodziny i kilkoro aurorów zaalarmowanych atakiem wampira. Poczułam jak ktoś mocno mnie przytula. To był Hugo. Wtuliłam się w ramię brata i powstrzymałam łzy. Nagle Lily odchrząknęła cichutko i wszyscy z zapartym tchem wpatrywaliśmy się w nią.
-On… - szepnęła z wysiłkiem.
-Nie mów nic kochanie, musisz oszczędzać szyję – powiedziała ciocia Ginny głaszcząc córkę po ręce.
-On.. się.. pomylił…
-Kto się pomylił? W czym? – zagadnął James.

-On… nie chciał mnie – powiedziała i z trudem zwróciła wzrok w moją stronę – on… on.. chciał ciebie Rose.


 ∞∞∞∞∞∞∞ ∞∞∞∞∞∞∞ ∞∞∞∞∞∞∞ ∞∞∞∞∞∞∞

Iii mamy rozdział trzeci. Szczerze, nie jestem zbytnio zachwycona nim, Myślałam, że wyjdzie mi lepiej. Jeśli będę widziała, że jest odzew w postaci komentarzy to postaram się dodać rozdział raz w tygodniu (a w klasie maturalnej znaleźć czas jest ciężko :O ). Zastanawiam się też nad zakładką "bohaterowie" Co o tym myślicie?
Życzę wesołego Halloween, oraz wznoszę różdżkę za Jamesa i Lily Potterowów /*
Pozdrawiam.