sobota, 31 października 2015

Rozdział trzeci. "Halloween"

Ogłooooszenia parafiaaaalneeee.
Proszę, please, bitte, per favore
CZYTAM = KOMENTUJĘ.

A teraz zapraszam na rozdział trzeci.



                                                           

Wrzesień i październik minęły niesamowicie szybko – nawet się nie obejrzałam a Bijąca Wierzba zrzuciła z siebie ostatnie, kolorowe liście. Powietrze rano i wieczorem było rześkie i chłodne. Jesień – moja ulubiona pora roku.
   Gdy zeszłam na śniadanie, w Wielkiej Sali było prawie pusto. Lubiłam ciche, sobotnie poranki gdy można było w spokoju poczytać książkę, pouczyć się. Przy stole krukonów siedziała Ann. Zarzuciła kasztanowe włosy na plecy i z prędkością chochlika zapisywała coś w notesie, przegryzając w międzyczasie dyniowe ciastko. Usiadłam obok niej i do kubka wlałam sobie kawę.
-Co tam tak zapisujesz? – zapytałam z zaciekawieniem zaglądając jej przez ramię.
-O to niespodzianka dla Adama, na naszą rocznicę.
-Czy to wiersz? Mogę przeczytać?
-Jeszcze nie jest skończony – powiedziała i zamknęła notes z hukiem. Zaśmiałam się pod nosem upijając łyk ciepłego napoju. Wielka Sala zaczęła wypełniać się ludźmi. Wśród uczniów dało się wyczuć nastrój radosnego podniecenia. W końcu tej nocy było Halloween – swoją drogą, moje ulubione święto. Zapach dyniowego ciasta, kostiumy i bal w Wielkiej Sali do rana to atrakcje, które powtarzały się co roku jednak każde Halloween było niezapomnianym przeżyciem. Tym razem dla mnie było to ostatnie święto w murach tej szkoły,  co – muszę przyznać – strasznie mnie bolało. W końcu Hogwart stał się dla mnie drugim domem.
W Wielkiej Sali pojawiła się Hanna Longbottom, żona wujka Nevilla która od pewnego czasu pracowała w Hogwarcie jako uzdrowicielka. Szybkim krokiem pokonała dzieląca nas odległość.
-Rose mam do ciebie prośbę.
-Tak ciociu? – zapytałam uprzejmie.
-Mogłabyś skoczyć do szklarni Nevilla, przynieść mi  trochę Asfodelusa? Dziś Halloween i wraz z profesor Whitebree chcemy uważyć eliksir wiggenowy, tak w razie czego.
-Myślę, że to bardzo mądry pomysł – zaśmiałam się.
-Aż strach pomyśleć co w tym roku strzeli dzieciakom do głowy – pokręciła głową. Porozmawiałyśmy jeszcze przez chwilę po czym wyszłam z Wielkiej Sali, powolnym krokiem zmierzając w stronę szklarni numer dwa. Po drodze spotkałam Scorpiusa rozmawiającego ze swoimi kolegami ze Slytherinu. Przemknęłam obok niego niezauważalnie, nie chcąc mu przeszkodzić jednak po chwili dogonił mnie.
-Czemu mi uciekasz? – zapytał chwytając moją dłoń i całując ją delikatnie.
-Nie uciekam. Nie chciałam po prostu przeszkadzać – odparłam i splotłam nasze dłonie.
Stanęłam przed szklanymi drzwiami oprawionymi w cynowe ramy. Klamka w kształcie dyni poruszyła się i z jej wnętrza wydobył się głos.
-Hasło?
-Mimbulus mimbletonia – odparłam. Klamka przekręciła się i drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem  Zajrzałam do szklarni.  Przez pnącza porastające szklane ściany po sam sufit w środku panował półmrok. W powietrzu unosiły się różne zapachy – mocne słodkie kwiatowe, imbir, mięta – które w połączeniu były przyjemne, lecz trochę przytłaczające.
Scorpius pogłaskał liść młodej mandragory i rozejrzał się z zainteresowaniem dookoła.
-Szkoda, że ta szklarnia nie jest do użytku dla uczniów. Jest bardzo klimatyczna.
-Wujek Neville twierdzi hoduje tu różne gatunki roślin do których uczniowie nie powinni mieć dostępu.
-Ty możesz – zaśmiałam się całując mnie w czubek głowy.
-Ufa mi i wie, że kocham rośliny – odparłam i kucnęłam obok dużej, owalnej donicy w której rosły różowe, pachnące kwiatki. Urwałam kilka i wrzuciłam do koszyka. Gdy się wyprostowałam, przez jedyny nieporośnięty fragment okna dostrzegłam Albusa siedzącego na murze okalającym szklarnie, z telefonem przy uchu.
-Albus rozmawia przez komórkę? – zdziwiłam się. Scorpius stanął obok mnie i obrzucił wzorkiem Pottera.
Wyszliśmy na zewnątrz.
-Cześć Al – zagadnęłam kuzyna. Chłopak podskoczył nerwowo, rzucił krótkie „Oddzwonię później” i wepchnął telefon do kieszeni marynarki z lwem na piersi.
-Używasz mugolskich wynalazków? – zdziwił się Scorpius wyciągając telefon z kieszeni kolegi i oglądając go dokładnie z każdej strony.
-O co chodzi Al? – zapytałam, a chłopak nerwowo przygładził włosy. Wziął głęboki wdech jakby przygotowując się do niewyobrażalnie trudnej rozmowy.
-Chodzi o to, że… w wakacje wuj Dudley zaprosił cała naszą rodzinę do siebie na weekend.
-Wszyscy byli wtedy w szoku – wtrąciłam pospieszenie, a Scorpius zmarszczył w zamyśleniu czoło.
-Wiesz Scorp, mój ojciec mieszkał u swojego wujostwa całe dzieciństwo i szczerze mówiąc nie miał lekko. Kilka miesięcy temu przypadkowo spotkał swojego kuzyna w Londynie i tak to się potoczyło. Wujek się zmienił, sam ma żonę i córkę i nie brzydzi się magią tak jak jego rodzicie. Margaret, moja kuzynka jest bardzo miła. Zaprosiła mnie, James’a i Lily na imprezę. Wszędzie było pełno mugoli, tańczyli jak szaleni. I zobaczyłem tam Melody. Jest taka piękna, zaraz pokażę wam zdjęcie – zachwycił się i wyrwał Malfoy’owi komórkę z dłoni. Przez chwilę szukał zdjęcia w skupieniu a gdy je odnalazł i spojrzał na twarz dziewczyny, rozpromienił się. Pokazał nam zdjęcie. Blondynka o zielonych oczach i roześmianym obliczu od razu wzbudziła we mnie sympatię– Cała noc rozmawialiśmy. Powiedziałem jej kim jestem. Nie uwierzyła, więc pokazałem… Nie patrz tak na mnie Rose, wiem że to było nieodpowiedzialne ale nie mogłem inaczej. Dała mi swój stary telefon, codziennie rozmawiamy.
-Ehh.. Potter – zaśmiałam się pod nosem i objęłam kuzyna ramieniem. – Cieszę się.
-Ja też – wtrącił się Scorp. –Musimy ją kiedyś poznać.


                                                                                 ∞∞∞∞∞∞∞
Halloweenowy bal rozpoczynał się o godzinie dwudziestej. Stałam przed ogromnym lustrem oprawionym w złotą ramę i przyglądałam się swojemu strojowi wampira. Nie był powalający, ale w tym roku nie miałam głowy do wymyślania kostiumów więc poszłam na kompletną łatwiznę w czasie wakacji wstępując do mugolskiego supermarketu. Po chwili do sypialni wpadła Lily, a zaraz za nią w pomieszczeniu pojawiła się Mary.
-Twoja kuzynka stała pod drzwiami do naszego dormitorium i walczyła z hasłem.
-„Co to jest – najpierw trzeba rozbić, żeby było całe” ? Skąd mogłam wiedzieć?
-Namiot – odparłam, a Mary przytaknęła z uśmiechem.
-Namiot? Namiot? – jęknęła Lily.
-Co cie sprowadza?
-Pożycz mi swój strój wampira – powiedziała załamana a ja dopiero teraz zauważyłam, że dziewczyna w jednej ręce trzyma podartą sukienkę.
-Co zrobiłaś ze swoim? – zapytałam ledwo powstrzymując się od śmiechu.
-Próbowałam zmienić kolor tej sukienki na zielony, ale… podarła się – odparła. Przez chwilę próbowałyśmy zaklęciami przywrócić ubranie do poprzedniej formy, jednak tkanina była wyjątkowo oporna. Gdy nic nie zadziałało, zdjęłam swój strój i oddałam dziewczynie. Czarna peleryna idealnie współgrała z jej długimi prostymi włosami w kolorze miedzi.
-Dzięki, założyłam się z Loganem, że moje przebranie będzie wyjątkowe. I tak przegram, ale głupio by było, gdybym przyszła bez niczego.
-Jasne – odparłam i zaśmiałam się.
 Sama włożyłam błękitną  sukienkę do kostek, a we włosy wpięłam delikatny diadem w błękitnym kamieniem. Sama nie wiedziałam kogo miałby odzwierciedlać ten strój, jednak Lily wyglądała na zachwyconą.
-Jesteś Roweną Ravenclaw!
-Jestem Ravenclaw – przytaknęłam z uśmiechem.

                                                                  ∞∞∞∞∞∞∞

Wielka Sala pachniała ciastkami dyniowymi, piwem kremowym i czekoladą. Zaczarowany sufit tego wieczoru przypominał nocne, nieco zachmurzone niebo podczas pełni. Tysiące malutkich świeczek lewitujących w powietrzu oświetlały pomieszczenie ciepłym blaskiem. Zniknęły cztery długie stoły robiąc miejsce na parkiet taneczny, który był już całkowicie zapełniony uczniami. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc jak Hugo wraz z jakąś czarnowłosą podbijają parkiet. Wzdłuż ścian ustawione były okrągłe stoliki uginające się pod ciężarem jedzenia. Na rozstawionej niedawno scenie z gitarą szalał James. Wszystkie dziewczyny wzdychały ciężko na każde skinienie jego palców. „Potter i spółka” robił taką furorę, że żaden magiczny festiwal muzyczny nie mógł się bez nich odbyć. 
-Na Merlina, jak on mnie denerwuję – warknął mi obok ucha Albus.
-Gdzie twój strój? – zagadnęłam, a on tylko wywrócił oczami.
-Jestem tu służbowo. Dostałem nakaz pilnowania mojej młodszej siostry.
-Hmm jesteś trochę jak Dementor.
-Dzięki – odparł i skrzywił się. Po chwili dołączył do nas Scorpius w stroju hrabia Draculi.
-A gdzie się podziała moja wampirzyca?
-Baluje z Loganem. Pożyczyłam Lily strój.
-Jaka dobra z ciebie kuzynka – stwierdził Scorp.
-Najlepsza! – nagle znikąd pojawił się James i zorientowałam się, że na scenie stoją tylko dwa wielkie głośniki.
-Cześć gwiazdo – przytuliłam kuzyna i potargałam jego czarne gęste włosy – już zwijacie interes?
-Umawialiśmy się, że gramy do dwudziestej trzeciej a potem możemy się bawić z uczniami. A ja mam świetny pomysł na zabawę – powiedział i zobaczyłam jak w jego kieszeni znajduję się butelka z rumem.
           Rozsiedliśmy się na korytarzu na trzecim piętrze. Było cicho i przyjemnie, a jedyne odgłosy dostające się do naszych uszu to przytłumione dźwięki zabawy. Pociągnęłam łyk słodkiego, mocnego płynu i podałam butelkę Jamesowi.
-Co tam słychać u Weasley’ów? – zagadnął Scorpius odbierając butelkę od Jamesa.
-Victorie i Teddy planują ślub. Poważnie, nie patrzcie tak na mnie. Vic lata jak na skrzydłach i jest zachwycona. Gorzej z wujkiem Billem.
-Cieszę się, Teddy jest naprawdę fajnym chłopakiem – odparłam – A co u Dominique i Louisa?
-Wyjechali do wujka Charliego. Jest teraz w Rumunii. Dominique chcę opiekować się smokami a Loui raczej butelkami z rumem.
-Zrobiła sobie tunele w uszach?
-Tak, ciotka Fleur prawie dostała zawału. Oczywiście oberwało się za to wujkowi.
-Co to są tunele? – zaciekawił się Scorpius
-Później ci pokaże – odparł Albus. – A co z Lucy i Molly? Nadal chcą być uzdrowicielami?
-Taak, mają staż w świętym Mungu. Lucy chciałaby pracować w Hogwarcie. Ciekawe co na to ciocia Hanna.
-Na pewno będzie zachwycona – odparłam z uśmiechem- Fred nadal w Magicznych Dowcipach co?
-No pewnie, taki sam kawalarz jak ojciec. Ciocia Angelina już sobie nie radzi i tęskni za tym jak Fredzio był w szkole – odparł kuzyn, a po chwili uderzył się w czoło z otwartej dłoni – zapomniałem mówić: Roxanne przeniosła się do Hogsmeade, pracuję w trzech miotłach jako barmanka.
-Żartujesz? – pisnęłam już nieco podpita. – Jak się cieszę, będę mogła się z nią częściej widywać!
-Ciekawe czy da nam zniżkę na piwo kremowe? – zainteresował się Albus. Zaśmiałam się. Nagle do moich uszu dobiegł przerażający wrzask. Poderwaliśmy się na nogi jak oparzeni. Każdy z nas odruchowo chwycił za różdżkę. Pobiegliśmy w stronę źródła hałasu. Serce waliło mi jak szalone. Gdy byliśmy już coraz bliżej źródła dźwięku, wrzask stawał się coraz rozpaczliwszy, aż w końcu zamienił się w głuchy skrzek. Wybiegliśmy zza rogu, chłopcy mnie wyprzedzili. Usłyszałam jak James krzyczy „Petrificus Totalus”, a potem jak głośno klnie. Albus wrzasnął: „Lily!” i w tym momencie do nich dobiegłam. Na ziemi pod ścianą leżała Lily. Z jej bladej szyi sączyła się krew. Zamglone oczy nerwowo lustrowały otoczenie. Albus i Scorpius chwycili dziewczynę na ręce i zaczęli biec w kierunku skrzydła szpitalnego. Nigdzie nie było ani napastnika ani Jamesa. Wzięłam głęboki oddech i pobiegłam za chłopakami.

                                                                      ∞∞∞∞∞∞∞
Po piętnastu minutach James wrócił.
-Zaklęcie go nie trafiło i wybiegł… zaskakująco szybko. To musiał być wampir – stwierdził James.
-Tak to było ukąszenie wampira – zza parawanu rozstawionego przy łóżku Lily wyszła ciocia Hanna – na szczęście mieliśmy eliksir wiggenowy a wampirzy jad nie dostał się do jej krwiobiegu. Wszystko będzie dobrze – powiedziała i dotknęła mojego ramienia. Dopiero teraz dotarło do mnie, że płaczę. Nagle w Sali pojawiła się dyrektor McGonagall oraz wujek Harry i ciocia Ginny. Zapłakana Ginny podbiegła do łóżka i odsunęła nerwowo parawan. Pogłaskała córkę po policzku. Albus i James przytulili matkę, a wujek Harry nerwowo pocierał czoło. Po chwili pojawiła się reszta rodziny i kilkoro aurorów zaalarmowanych atakiem wampira. Poczułam jak ktoś mocno mnie przytula. To był Hugo. Wtuliłam się w ramię brata i powstrzymałam łzy. Nagle Lily odchrząknęła cichutko i wszyscy z zapartym tchem wpatrywaliśmy się w nią.
-On… - szepnęła z wysiłkiem.
-Nie mów nic kochanie, musisz oszczędzać szyję – powiedziała ciocia Ginny głaszcząc córkę po ręce.
-On.. się.. pomylił…
-Kto się pomylił? W czym? – zagadnął James.

-On… nie chciał mnie – powiedziała i z trudem zwróciła wzrok w moją stronę – on… on.. chciał ciebie Rose.


 ∞∞∞∞∞∞∞ ∞∞∞∞∞∞∞ ∞∞∞∞∞∞∞ ∞∞∞∞∞∞∞

Iii mamy rozdział trzeci. Szczerze, nie jestem zbytnio zachwycona nim, Myślałam, że wyjdzie mi lepiej. Jeśli będę widziała, że jest odzew w postaci komentarzy to postaram się dodać rozdział raz w tygodniu (a w klasie maturalnej znaleźć czas jest ciężko :O ). Zastanawiam się też nad zakładką "bohaterowie" Co o tym myślicie?
Życzę wesołego Halloween, oraz wznoszę różdżkę za Jamesa i Lily Potterowów /*
Pozdrawiam.

środa, 28 października 2015

Nominacja:D

Łuhuhu nie spodziewałam się tak nominacji do tego typu "zabawy", ale jak stwierdziła cudowna SzachMATylda to chyba się zgodzę :D < zapraszam na jej cudownego bloga http://dramione-pamietnik.blogspot.com/ >
Ja osobiście mam tak mało czytelników, że miałam problem kogo nominować (bo te osoby były już nominowane). Więc... mam nadzieję że Bianka z http://zakrecone-zycie-huncwotow.blogspot.com się zgodzi.Pytania niech zostaną te same.


So, let's go.

1.Twoje imię? Masz jakieś ksywki, przezwiska?
Imię me, Kinga (mój boże nieeeeee). Ksywki? W internecie wszędzie jestem nika483, a w życiu codziennym zdecydowanie Kinia i to tyle :)

2.Ile masz lat?
Soł, jestem bardzooo stara. Mam już 19 lat (na merlina, kiedy to zleciało?)
P.S . Mam urodziny .... (werble).... 1 kwietnia! :D

3.Twoje hobby oprócz pisania to...?
KOCHAM czytać książki, interesuję się podróżami (<prawie> technik obsługi turystycznej się kłania) oraz lubię języki obce.

4. Twój monsz?
Haha co za pytanie szaluna :D Jeżeli miałabym wybrać, to myślę, że byłby to Ron. I TERAZ FAKLA HEJTUUU AAAAAA!!!!!! Wiecie czemu Ron? Bo uważam, że był oddanym przyjacielem (insygnia się nie liczą, to wina horkruksów joł!), był odważny (i teraz pewnie kolejny hejt bo jak to Ron odważny? Moim zdaniem bardzo bo według mnie odwaga to nie jest NIEUSTRASZENIE, tylko to, że pomimo strachu robił wszystko by pomóc. On zawsze miał najwięcej do stracenia). Był też zabawny i otwarty co bardzo lubię u ludzi. Zero wywyższania się i prostolinijność). A poza tym kocham wszystkich Weasley'ów, taki oto ze mnie zdrajca krwi :D

5. W jakim domu byłabyś w Hogwarcie?
Całe życie (chyba jak większość) chciałam być w Gryffindorze. Tiara przydziału na pottermore zrobiła mi niespodziankę, bo ... zostałam przydzielona do Ravenclaw. Byłam zdziwiona. Ja? Nie jestem kujonem, nie lubię się uczyć (zwłaszcza przedmiotów ścisłych, grrrr) - a jednak. Być może Hermiona miała rację "Wydaje mi się, że Tiara doceniła twój otwarty umysł, kreatywność i wyobraźnię oraz to, że nie boisz się być po prostu sobą"  ----- i wydało się, że Rose jest trochę wzorowana na mnie, UPS :D
Ravenclaw Pride <3

6. Co lubisz żreć?
Omomom KOCHAM makarony. Normalnie włoszka na 100 % :D Tak na prawdę chcę studiować filologię włoską tylko dla makaronu Hahaha :D

7. Czy istnieje słowo, czynność lub zdanie, którego nadużywasz?
Czynność to zdecydowanie niedokładanie na miejsce. Sprzątanie bałaganu zajmuje mi potem wieki! Zdanie? "o jaaa" -  które wyraża radość, dezaprobatę, aprobatę, smutek. Taki językowy kameleon.
"Beka" - gdy coś mnie bawi
"Let's go party" - nie pytajcie, nie wiem, nie wiem :D

8. Draco czy Harry.
Hmm.. tak na prawdę kocham wszystkie postacie z HP (oprócz Umbridge i Lucjusza), w końcu stworzyła je Królowa <3, ale myślę że Harry jest bliższy memu sercu (nie patrzę na wygląd postaci, to jest zawsze dla mnie drugorzędne :) )

9.Na ile oceniasz mój blog?
10/10. Ładny szablon, lekki styl pisania i ciekawa historia! Co prawda nigdy nie lubiłam Dramione (no dobra, mam troszę oschły stosunek wobec Hermiony), ale to bardzo mi się podoba. Dzięki za nominejszyn :D

10. Czy lubisz placki?
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
. TAK o______________O



niedziela, 25 października 2015

Rozdział drugi. "Zło nigdy nie zniknie ze świata"

Jak dobrze znów być w Hogwarcie - grube mury przesiąknięte historią, szerokie korytarze pamiętające setki pokoleń uczniów, każdy przedmiot  pulsujący magiczną energią, który powietrze wokół siebie wprowadza w delikatne drgania. Nie wiem czy ktokolwiek oprócz mnie odbierał magię w ten sposób – jako ruch cząsteczek, którego produktem była krystaliczna energia pozwalająca się opanować jedynie czarodziejom. Jak wspaniale było móc doświadczyć tego zaszczytu i być w tym miejscu. Gwar wypełniający korytarze pieścił moje uszy – wszystko było tu wręcz perfekcyjne.  Każda świeca dająca niesamowite światło, każda cegła budując ten zamek i każdy uczeń tworzyły niesamowitą atmosferę.
                   Hogwart bardzo się zmienił od czasów wielkiej bitwy z Voldemortem. Pomiędzy domami zapanowała względna zgoda, zniknęła czysta nienawiść a na jej miejscu pojawiła się ogólna zdrowa rywalizacja. Już nikt nie bał się przyznać, że jest mugolakiem. Przyjaźń między gryfonem i ślizgonem nie była niczym strasznym – Albus i Scorpius dali wielu ludziom przykład, że podziały są bezsensowne. Czyż nie lepiej po prostu cieszyć się mocą jaką otrzymaliśmy w darze? Nie rozsądniej jest zachwycić się tymi wspaniałymi możliwościami i skupić się na otaczającej nas wszechmocy?   
               Wielka Sala wypełniona była już po brzegi, gdy zajmowałam miejsce przy stole krukonów. Przywitałam się z Adamem Lewicky’m, Ann Holghstein i Mary Blackpool – moimi najbliższymi współdomownikami. Złożyli mi szybkie życzenia urodzinowe, bo już po chwili na Sali zjawili się pierwszoroczni. Spojrzałam na przerażone twarze młodzików i z sentymentem przypomniałam sobie jak ja byłam na ich miejscu. Blade, biedne dzieciaki – czego się bały? Te z domów czarodziei na pewno tego, gdzie zostaną przydzielone. Albus też się bał. I Scorpius. Tylko nie ja. Co prawda, byłam zdziwiona gdy Tiara przydzieliła mnie do Ravenclaw. Nie byłam super utalentowaną czarownicą, nie wyróżniałam się ponadprzeciętną wiedzą, a już na pewno nie byłam NUDNA (a tak właśnie przedstawiano mi krukonów). Więc dlaczego? „Wydaje mi się, że Tiara doceniła twój otwarty umysł, kreatywność i wyobraźnię oraz to, że nie boisz się być po prostu sobą” – stwierdziła pewnego razu moja mama. Czy miała rację?
             Gdy wujek Neville… to znaczy profesor Longbottom wyczytywał z listy nazwiska kolejnych pierwszoroczniaków, ukradkiem spojrzałam na stół Slytherinu. Wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Scorpius uśmiechnął się do mnie i wrócił do oglądania ceremonii przydziału. Scorpius, moje serce i szczęście. Ostoja w każdej sytuacji, przyjaciel i powiernik. Człowiek niepodlegający żadnym kanonom. Ktoś kogo nie można nie kochać. Jego blond puszyste włosy były zazwyczaj rozczochrane, a piękne pełne usta wygięte w szczerym uśmiechu. Nietypowy był to  ślizgon. I mój. Granica między przyjaźnią a miłością w naszym przypadku była bardzo cienka już od momentu poznania. Gdy opowiadałam rodzicom z przejęciem o Scorpiusie, podśmiewali się cicho pod nosami jakby przyrównując własne doświadczenia do moich. Tata na początku nie był zadowolony z naszej przyjaźni, a gdy pewnego dnia, będąc w piątej klasie powiedziałam mu, że kocham Scorpiusa o mało nie dostał zawału. Mimo wszystko Weasley’owie i Potterowie polubili Malfoy’a. Niemożliwe? A jednak. W świecie magii wszystko jest możliwe.
              Gdy uczta dobiegła końca, a pierwszoroczni wraz z prefektami udali się do swoich dormitoriów, zauważyłam jak u szczytu schodów nad ziemią unosi się Szara Dama. Wpatrywała się w młodych uczniów jakby z tęsknotą za utraconym życiem.  Już od początku mojego pobytu w szkole Helena wykazywała niezwykłe zainteresowanie moją osobą. Zagadywała mnie, zwierzała mi się i pomagała w ciężkich sytuacjach. Poznałam Hogwart od strony jego nieśmiertelnych mieszkańców. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, posłała mi uśmiech i ruchem głowy nakazała pójść za sobą.  Zatrzymałyśmy się dopiero na placu przed głównym wejściem do szkoły. Przez „ciało” Heleny prześwitywał blask księżyca, przez co duch wyglądał jakby błyszczał w mroku. Ustałam obok niej i spojrzałam w tym samym kierunku co ona. Przez chwilę obserwowałyśmy jak sowy unoszą się nad taflą jeziora wykonując niesamowicie hipnotyzujący taniec, by po chwili zniknąć w głębi sowiarni.
-Jak ci minęły wakacje? – zagadnęła.
-Wspaniale – odparłam z uśmiechem – działo się wiele rzeczy. Byłam u rodziców mojej mamy, w świecie mugoli przez dwa tygodnie. Hugo był zachwycony zmywarką i konsolą do gier. A ty?
-Oh… jak co roku… - odparła – lecz tym razem działy się dziwne rzeczy.
-Jakie rzeczy?
-W Zakazanym Lesie… mam wrażenie, że dzieje się tam coś bardzo złego..
-Jak to? Co masz na myśli Heleno? – zapytałam odruchowo zaciskając dłonie na różdżce.
-Miałam wrażenie, że nocami z lasów słychać niepokojące odgłosy… Wrzaski, śmiechy… Oczywiście poinformowałam o tym kogo trzeba. Profesor McGonagall wezwała kilku aurorów by przeszukali teren. Oczywiście nic nie znaleźli, ale ja jestem pewna że coś się tam kryję.
-Pewnie dlatego wujek powiedział mi o moich snach – powiedziałam, a Helena zwróciła głowę w moją stronę.
-Powinnaś iść już spać, jutro rano masz zajęcia.
-Masz rację – odparłam – dobrej nocy.
Powolnym krokiem zaczęłam zmierzać w stronę wieży Ravenclaw. Gdy odwróciłam się, by spojrzeć na Helenę, jej już tam nie było.
                                                                        
∞∞∞∞∞∞∞

Gdy w tafli jeziora odbijały się promienie wrześniowego słońca, ja już od dawna siedziałam na błoniach i przeglądałam „Ziołolecznictwo, czyli ‘bzdety’ w które nie wierzył mój starszy brat” Alfreda Moonstone’a. Właśnie czytałam  o przeciwgorączkowych właściwościach frigoriusa gdy obok mnie zjawili się Scorpius i Albus.
-Jak tam twoje roślinki Rose? – zapytał Albus wpatrując się w kartki nowiutkiej książki, którą dostałam od wujka Nevilla na urodziny.
-W porządku – odparłam i zamknęłam książkę. Rozłożyliśmy się wygodnie na ostatnich zielonych źdźbłach trawy rozkoszując się wonią kwitnących wrzosów.
-Moi rodzice składają ci życzenia i mają nadzieję, że wpadniesz razem ze mną w święta choć na jeden dzień – powiedział Scorpius przerywając ciszę.
-Naprawdę? – spytałam unosząc się na łokciach – Chcą żebym przyjechała?
-Wiesz, oni na prawdę cię lubią.
-Cieszę się – odparłam z uśmiechem na ustach – oczywiście, że wpadnę, ale co z twoimi dziadkami?
-Wiesz… ich podejście się chyba nigdy nie zmieni. Nawet na mnie patrzą krzywo. Załatwię, żeby tego dnia nie było ich w domu.
-Przechlapane – podsumował Albus żując „dymową gumę”, dzięki której z ust wypuszczał różnokształtne obłoczki – jak dobrze by było, żeby wszyscy się opamiętali. Żeby panował pokój.
-Piękne ideologie – znikąd pojawiła się Lily. Położyła się na trawie tuż obok nas – Szkoda, że niemożliwe do realizacji.
-Czemu by nie, ludzie wydają się być dla siebie lepsi – odparłam.
-Nigdy nie będzie spokoju. Choćby nie wiem co się działo zawsze znajdą się jakieś ciemne typki – stwierdziła Lily. Na chwilę zapanowała cisza.
-Zło nigdy nie zniknie ze świata. Choćby ludzie toczyli wojny z największymi tyranami i je wygrywali, to na ich miejscu zawsze pojawi się ktoś następny. Najważniejsze  jest to, aby w ciemności znaleźć światło i podążać w jego kierunku – stwierdził Scorpius. Nikt nie odpowiedział.
                
                                         ∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞


Drugi rozdział. 
Mam wielką nadzieję, że rozdział nie zanudził Was na śmierć. Na początku akcja może toczyć się dosyć dziwnie i leniwie, bez szału ale chciałam żeby na razie tak to wyglądało. Mogę już zapowiedzieć kolejną część. Na bloga zapraszam w Halloween (swoją drogą, moje ulubione święto). Trzeci rozdział będzie zdecydowanie dłuższy i (oby) ciekawszy.
Dziękuję za te miłe słowa, porady etc etc kocham Was. 
Pozdrawiam i życzę owocnego tygodnia.
Nika 


  

czwartek, 22 października 2015

Rozdział pierwszy. "Jes­teśmy z te­go sa­mego ma­teriału co nasze sny"

                                                                 < Music >




Karmazynowe zasłony wpuszczały do pomieszczenia stłumione promienie porannego słońca. Chłód aksamitnej pościeli otulał moje ciało, uspokajał i pobudzał jednocześnie. Już po kilku chwilach do mojego nosa dotarł zapach waniliowej tarty i imbirowego grzańca. Pobudzona ulubionymi zapachami odrzuciłam kołdrę i powoli podniosłam się do pozycji siedzącej. Łóżka Lily i Rox były pozostawione w nieładzie. Wstałam. Moje bose stopy musnęły miękki perski dywan. Palce przyjemnie zatapiały się w puchatych włóknach, idąc do okna wyobrażałam sobie, że stąpam po chmurze. Odsłoniłam okno i wyjrzałam na blade oblicze poranka. Niebo było szare, lecz spokojne i przyjemne. Morskie fale piętrzyły się na tafli wody i łagodnie wymywały brzeg. Nad wczorajszym ogniskiem wciąż unosiły się stróżki siwego dymu. Uśmiechnęłam się pod nosem wspominając poprzedni dzień – błogie leniuchowanie na plaży, skakanie nad ogniem, wspomnienia minionych dziecięcych lat.
Z zamyśleń wyrwał mnie gwar ściszonych, lecz podnieconych rozmów. Wiedziałam. Już na mnie czekają.
Zarzuciłam na siebie błękitną koszulę i powolnie pociągnęłam za klamkę. Otworzyłam drzwi ale wciąż nie wyszłam z pokoju – lubiłam ich drażnić.
-Od kiedy ona tyle śpi? – usłyszałam głos Jamesa. Stłumiłam śmiech, wzięłam głęboki oddech i wyszłam na korytarz; po kilku krokach znalazłam się w kuchni.
-Wszystkiego najlepszego Rose! – chóralny,  jednolity okrzyk wstrząsnął moim ciałem.
-Chyba ćwiczyliście to cały tydzień, co za synchronizacja – wesołe śmiechy zalały całą kuchnię. Każdy po kolei podchodził i składał mi życzenia. Zalała mnie fala całusów, ciepłych słów, uścisków i prezentów.
-Dziękuję wam bardzo – powiedziałam, chwytając kieliszek z ognistą whisky, nawet stanęłam na stole by lepiej mnie widzieli – Dziękuje mojemu kochanemu kuzynostwu i mojemu braciszkowi – Weasley’owie i Potterowie, wasze zdrowie! Dziękuję też bardzo osobom, które stały się członkami tej rodziny :Teddy Lupinie, mój ty kochany przyszły kuzynku (w tym momencie znacząco spojrzałam na Victorie)  i oczywiście – wzniosłam kieliszek w stronę blondyna stojącego z założonymi rękoma –Scorpiusie Malfoy’u, największa niespodzianko mojego życia.
-Zdrowie – odparł i wszyscy upiliśmy nieco z kieliszków.

                                                                          ∞∞∞∞∞∞∞

Ten dwutygodniowy pobyt w Muszelce, w otoczeniu najbliższych memu sercu osób wprawił mnie w niesamowity nastrój, pozwolił oderwać się od rzeczywistości i zmartwień, przeniósł mnie do świata magii którego mogą doświadczyć i mugole i czarodzieje, jeżeli tylko wiedzą jak ją odkryć i pielęgnować. Z żalem trawiłam myśl, że ten dzień jest ostatnim dniem tych wakacji. Nastał czas powrotu do codzienności, nauki i podążania wyznaczonymi sobie ścieżkami. Jak błogo jest przez choć krótką chwilę nie myśleć o tym co będzie jutro. Po prostu cieszyć się tym co tu i teraz. A dziś kończyłam siedemnaście lat. W głębi serca nie dokonała się żadna zmiana, nie czułam się ani starsza ani mądrzejsza lecz myśl o swobodzie czarowania poza szkołą była bardzo ekscytująca. Chwyciłam moją różdżkę, przymknęłam  oczy i po chwili skupienia  przywołałam patronusa. W błysku bladoniebieskiego światła z końca różdżki wyfrunął kruk. Majestatycznie rozwinął skrzydła, okrążył pomieszczenie i usiadł na parapecie zaczynając czyścić skrzydła. Cóż za uczucie. Odłożyłam różdżkę na szafkę nocną i wróciłam do pakowania. Kątem oka spostrzegłam, że ptak rozpłynął się w powietrzu.
Wrzuciłam niechlujnie resztkę ubrań na stos i zamknęłam ciężkie wieko kufra. Nagle poczułam dotyk dłoni na moim ramieniu. Uśmiechnęłam się pod nosem i przymknęłam oczy. Ciepły oddech owiał moje uszy.
-Ty też jesteś największą niespodzianką mojego życia, wy wszyscy nią jesteście – odwróciłam się w stronę Scorpiusa.
-A pomyśleć, że to wszystko zaczęło się od tego głupiego pomysłu przyjaźni „na złość rodzicom”.
-To był najmądrzejszy głupi pomysł w moim życiu.

Przed oczami, niczym obrazy z taśmy filmowej przeleciały mi wydarzenia z pierwszego dnia nauki w Hogwarcie. Doskonale pamiętam, jak Scorpius dosiadł się do mnie i Albusa w pociągu i jak wywiązała się między nami niesamowicie długa i – jak na nasz wiek – dojrzała rozmowa. Rozprawialiśmy na temat szkoły, domów, śmierciożerców, aurorów. Nie baliśmy się żadnego tematu i zgodnie doszliśmy do porozumienia, że naszym rodzicom przydałoby się trochę nerwów więc zawiązaliśmy pakt przyjaźni. Na ceremonii przydziału pomyślałam, że los chce nas rozdzielić bo każde z nas trafiło do innego domu – ja do Ravenclaw, Al do Gryffindoru a Scorpius oczywiście do Slytherinu. Jednak coś nas do siebie ciągnęło, może przeznaczenie?
                                                                               ∞∞∞∞∞∞∞
Po spakowaniu przed kominkiem ustawiła się kolejka. Pierwsza zniknęła Lily, wykrzykując „Nora” i rozmywając się po chwili w szmaragdowych płomieniach. Kolejny do środka wepchał się mój brat i również zniknął.
-Szkoda, że nie wpadniesz do Nory na rodzinną imprezę. Podwójne urodziny oznaczają podwójny tort – zaśmiał się Albus obejmując ramionami mnie i Scorpiusa.
-Niestety muszę wracać do domu. Pora się spakować. Poza tym mama by mnie zabiła gdybym nie pokazał się na ten ostatni dzień w domu – odparł z uśmiechem – a tak w ogóle złóż swojemu ojcu życzenia urodzinowe ode mnie, podziękuj za zaproszenie i przeproś za nieobecność.
-To za dużo słów jak na niego – wtrącił się James, potargał włosy młodszego brata i wśliznął się do kominka przed Lucy – wybacz kuzyneczko, ale jestem bardzo głodny – rzucił na odchodne.
-Idiota – warknął Al lecz mimowolnie na jego twarzy pojawił się uśmiech – no cóż Malfoy, żałuj że nie będzie cię na urodzinach Harry’ego Pottera.
-Żałuję – odparł i chwycił za rączkę kufra. Wszedł do kominka, chwycił trochę proszku w ręce i machając nam na do widzenia powiedział „Dwór Malfoy’ów” i ponownie szmaragdowy ogień pochłonął czarodzieja. Westchnęłam cicho ze smutkiem rozglądając się po salonie Muszelki.
„Nora” krzyknął Teddy, gdy moje oczy skoncentrowały się na ścianie ozdobionej kolorowymi muszlami, błyszczącymi kamykami i zdjęciami ze ślubu wujka Billa i cioci Fleur. Kochałam moją rodzinę tak bardzo, jak mocno można kogoś kochać – każdego po kolei i wszystkich razem. Tego dnia jednak nie miałam ochoty na rodzinne zebranie. Być może było to samolubne lub nieuprzejme, ale po prostu marzyłam o tym by położyć się w swoim łóżku z dobrą książką w dłoni i dać pochłonąć się ciszy. Nie mogłam jednak czmychnąć do domu, bo w Norze czekali już na mnie wszyscy których kochałam. No i przecież wujek Harry też miał dziś urodziny. Ale jak cudownie byłoby znów leżeć na brzegu morza, sama bądź ze Scorpiusem, które milczenie znaczyło dla mnie więcej niż tysiące słów innych ludzi. Wyjrzałam przez okno. Wytężając wzrok dostrzegłam samotną, błękitną różę wyczarowaną przeze mnie poprzedniego dnia. Westchnęłam. Przez głowę przebiegła mi myśl by ją zerwać i zabrać ze sobą jednak roślina wydawała się być tu wręcz niezbędna.
 Gdy wreszcie wyrwałam się ze swoich myśli zorientowałam się, że zostałam sama. Wepchnęłam ciężki kufer do środka, ostatni raz obrzuciłam salon Muszelki spojrzeniem i po raz ostatni adres „Nora” został przywołany.
                                                                    ∞∞∞∞∞∞∞

-Wreszcie jesteś kochanie – mama pisnęła na mój widok i wyciągnęła mnie z kominka przyciskając mocno do siebie – Moja dorosła córeczka.
-Cześć mamo – odparłam gdy odzyskałam już oddech.
-Wszystkiego najlepszego – w salonie Weasley’ów pojawił się tata.
-Dziękuję – odparłam i dałam się przytulić rodzicom – A teraz pozwólcie że odłożę kufer na miejsce?
-Nie ma czasu, wszyscy już czekają – odparła mama i pociągnęła mnie do ogrodu.
Blask różnokolorowych barw idealnie współgrała z błękitem nieba i zielenią trawy. Moja ulubiona wierzba kołysała się na wietrze, a kilka sów siedzących na gałęzi wbiło we mnie wzrok.
Na środku ogrody ustawiony był duży, wręcz ogromny stół przy którym stali już wszyscy – moje dwie ukochane babcie, dwóch dziadków, wszyscy wujkowie i ciocie – moja ogromna, wspaniała rodzina.
Zajęłam miejsce obok drugiego solenizanta, wujka Harry’ego.
-Wszystkiego najlepszego – powiedziałam przytulając go.
-Wzajemnie Rose – odparł i pogłaskał mnie po głowie niczym małe dziecko. Po chwili już zdmuchnęliśmy świeczki.
                                                                 ∞∞∞∞∞∞∞

Tego samego dnia wieczorem, siedziałam w dawnym pokoju mojego taty, który tej nocy dzieliłam jak zwykle z Lily i Roxanne. Po kolei otwierałam prezenty, zachwycającym się każdym z nich. Najbardziej rozbawił mnie telefon komórkowy podarowany przez babcię Monikę* tak bym mogła komunikować się z nimi bez problemów.
Ciszę przerwało pukanie do drzwi.
-Proszę – odparłam odkładając prezenty na nocną szafkę.
-Cześć Rose – powiedział wujek Harry wchodząc do pokoju – Możemy chwilę porozmawiać?
-Oczywiście – odparłam i posunęłam się robiąc dla niego miejsce.
-Pamiętam jak pierwszy raz ukazała się twoja moc. Sprawiłaś, że wszystkie rośliny w ogrodzie zakwitły równocześnie. Dziadek Artur powiedział wtedy „wiedziałem, że z Rose jest niezłe ziółko, no ale żeby aż tak dosłownie?”. Miałaś wtedy cztery lata.
-Dziadek opowiadał mi tą historię – odparłam ze śmiechem.
-Pamiętam też jak twoja mama dzwoniła do mnie zaniepokojona twierdząc, że mówisz przez sen straszne rzeczy. Że „ciemność nadejdzie, chcą mnie zabić, kły rozszarpią wszystko” – powiedział, a mnie na chwilę zatkało.
-Tego nikt mi nie opowiadał…
-Mówię ci to, bo jesteś dorosła i wiem, że sny mogą oznaczać prawdę, tym bardziej znając twoje zdolności z wróżbiarstwa. Chcę ci powiedzieć tylko tyle, że gdyby naprawdę coś się działo to błagam – nie rób niczego pochopnie. Wezwij mnie i ojca, dobrze?
-Pewnie wujku. Na pewno nic się nie wydarzy. To tylko zwykłe sny małego dziecka.

-Na pewno masz rację – odparł, uśmiechnął się i wyszedł.

 ∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞

No. Nie. Wierzę.
Dziękuję za tyle miłych słów. Jestem mega zaskoczona tak pozytywnym odzewem z Waszej strony. Różdżka w górę na Waszą cześć /* :D
Jeśli chodzi o rozdział, zdaję sobie sprawę, że jest tu wiele niedociągnięć i błędów (niestety tego typu sprawy to moja główna cecha), ale mam żywię nadzieję iż Wam się spodoba. Jeśli chodzi o babcię Monikę, to za cholerę nie mogę sobie przypomnieć czy w książce podane są imiona rodziców Hermiony. Wiem, że w Insygniach śmierci właśnie o takim imieniu Hermiona kazała myśleć swojej matce. Jeśli się mylę lub coś - nie bijcie! :D Mam nadzieję, że rozdział nie jest za długi. 
Pozdrawiam i dziękuję za uwagę.
Nika :)

poniedziałek, 19 października 2015

Prolog.

Lekka morska bryza kołysała połaciami suchej trawy porastającymi piaskowe pagórki. Szumy – spokojny morza i łagodny wiatru pieściły uszy, a nos delektował się zapachem świeżego, nasyconego jodem powietrza. Piasek przesypujący się przez palce był ciepły i drobny, zostawiał na dłoniach cieniutką warstewkę pyłu, dzięki czemu w promieniach porannego słońca ręką lśniła blaskiem milinów drobniutkich kryształków. Nasze spokojne oddechy wpasowały się w dźwięki natury, nie burząc jej struktury ani spokoju, a nawet idealnie się do niej dopasowując. Poranne szare niebo, na horyzoncie zaczynało przybierać stłumione barwy czerwieni i pomarańczy, dzięki czemu sunące nisko puszyste obłoki wyglądały jak kolorowe żarówki.
-Rose? – usłyszałam cichy, aksamitny i niski głos obok mojego lewego ucha, który wyrwał mnie jakby z transu.
-Tak?
-Zrób to jeszcze raz .
 Po moim ciele przeszły przyjemne dreszcze. Z pleców na których cały czas leżałam obróciłam się na brzuch. Zanurzyłam palce w sypkim piasku i poruszałam nimi kilkakrotnie, jakby próbując obudzić życie spoczywające w tej ziemi. Przez moje palce przepłynęła niesamowita energia. Miałam wrażenie, że każda komórka mojego ciała przepełniona jest mocą. Po chwili ziarenka piasku zaczęły drżeć, usypywać się i rozbiegać by zrobić miejsce malutkiej świeżej zielonej łodyżce. Roślinka strząsnęła z siebie resztki pyłu i zaczęła się piąć w górę. Z każdym kolejnym milimetrem rozwijały się liście i pąki, aż w końcu na świat wyjrzał błękitny kwiat. Jego płatki formowały się spokojnie i harmonijnie, aż w końcu przybrały kształt róży.
-Jesteś niesamowita – szepnął chłopak. Uśmiechnęłam się i wróciłam do poprzedniej pozycji. Znowu nastała cisza, a róża która wyrosła między nami zaczęła podrygiwać w rytm kojącej morskiej bryzy.

                                                                 

Witam drogich potterheads oraz innych zbłąkanych czytelników. To mój wielki powrót do pisania opowiadań. Od ponad czterech lat nie publikowałam niczego większego niż jednoczęściówki. Teraz przedstawiam wam FF o świecie Harry’ego Pottera, a konkretniej o Nowym Pokoleniu. Byłabym bardzo wdzięczna za opinię i krytykę.
Miłego dnia.
Nika.

P.S Szukajcie mnie na wattpadzie (nka483) :)