Karmazynowe
zasłony wpuszczały do pomieszczenia stłumione promienie porannego słońca. Chłód
aksamitnej pościeli otulał moje ciało, uspokajał i pobudzał jednocześnie. Już
po kilku chwilach do mojego nosa dotarł zapach waniliowej tarty i imbirowego
grzańca. Pobudzona ulubionymi zapachami odrzuciłam kołdrę i powoli podniosłam
się do pozycji siedzącej. Łóżka Lily i Rox były pozostawione w nieładzie.
Wstałam. Moje bose stopy musnęły miękki perski dywan. Palce przyjemnie
zatapiały się w puchatych włóknach, idąc do okna wyobrażałam sobie, że stąpam
po chmurze. Odsłoniłam okno i wyjrzałam na blade oblicze poranka. Niebo było
szare, lecz spokojne i przyjemne. Morskie fale piętrzyły się na tafli wody i
łagodnie wymywały brzeg. Nad wczorajszym ogniskiem wciąż unosiły się stróżki
siwego dymu. Uśmiechnęłam się pod nosem wspominając poprzedni dzień – błogie
leniuchowanie na plaży, skakanie nad ogniem, wspomnienia minionych dziecięcych
lat.
Z zamyśleń
wyrwał mnie gwar ściszonych, lecz podnieconych rozmów. Wiedziałam. Już na mnie
czekają.
Zarzuciłam
na siebie błękitną koszulę i powolnie pociągnęłam za klamkę. Otworzyłam drzwi
ale wciąż nie wyszłam z pokoju – lubiłam ich drażnić.
-Od kiedy
ona tyle śpi? – usłyszałam głos Jamesa. Stłumiłam śmiech, wzięłam głęboki
oddech i wyszłam na korytarz; po kilku krokach znalazłam się w kuchni.
-Wszystkiego
najlepszego Rose! – chóralny, jednolity
okrzyk wstrząsnął moim ciałem.
-Chyba
ćwiczyliście to cały tydzień, co za synchronizacja – wesołe śmiechy zalały całą
kuchnię. Każdy po kolei podchodził i składał mi życzenia. Zalała mnie fala
całusów, ciepłych słów, uścisków i prezentów.
-Dziękuję
wam bardzo – powiedziałam, chwytając kieliszek z ognistą whisky, nawet stanęłam
na stole by lepiej mnie widzieli – Dziękuje mojemu kochanemu kuzynostwu i
mojemu braciszkowi – Weasley’owie i Potterowie, wasze zdrowie! Dziękuję też
bardzo osobom, które stały się członkami tej rodziny :Teddy Lupinie, mój ty
kochany przyszły kuzynku (w tym momencie znacząco spojrzałam na Victorie) i oczywiście – wzniosłam kieliszek w stronę
blondyna stojącego z założonymi rękoma –Scorpiusie Malfoy’u, największa
niespodzianko mojego życia.
-Zdrowie –
odparł i wszyscy upiliśmy nieco z kieliszków.
∞∞∞∞∞∞∞
Ten
dwutygodniowy pobyt w Muszelce, w otoczeniu najbliższych memu sercu osób
wprawił mnie w niesamowity nastrój, pozwolił oderwać się od rzeczywistości i
zmartwień, przeniósł mnie do świata magii którego mogą doświadczyć i mugole i
czarodzieje, jeżeli tylko wiedzą jak ją odkryć i pielęgnować. Z żalem trawiłam
myśl, że ten dzień jest ostatnim dniem tych wakacji. Nastał czas powrotu do
codzienności, nauki i podążania wyznaczonymi sobie ścieżkami. Jak błogo jest
przez choć krótką chwilę nie myśleć o tym co będzie jutro. Po prostu cieszyć
się tym co tu i teraz. A dziś kończyłam siedemnaście lat. W głębi serca nie
dokonała się żadna zmiana, nie czułam się ani starsza ani mądrzejsza lecz myśl
o swobodzie czarowania poza szkołą była bardzo ekscytująca. Chwyciłam moją
różdżkę, przymknęłam oczy i po chwili
skupienia przywołałam patronusa. W
błysku bladoniebieskiego światła z końca różdżki wyfrunął kruk. Majestatycznie
rozwinął skrzydła, okrążył pomieszczenie i usiadł na parapecie zaczynając
czyścić skrzydła. Cóż za uczucie. Odłożyłam różdżkę na szafkę nocną i wróciłam
do pakowania. Kątem oka spostrzegłam, że ptak rozpłynął się w powietrzu.
Wrzuciłam
niechlujnie resztkę ubrań na stos i zamknęłam ciężkie wieko kufra. Nagle poczułam
dotyk dłoni na moim ramieniu. Uśmiechnęłam się pod nosem i przymknęłam oczy.
Ciepły oddech owiał moje uszy.
-Ty też
jesteś największą niespodzianką mojego życia, wy wszyscy nią jesteście –
odwróciłam się w stronę Scorpiusa.
-A
pomyśleć, że to wszystko zaczęło się od tego głupiego pomysłu przyjaźni „na
złość rodzicom”.
-To był
najmądrzejszy głupi pomysł w moim życiu.
Przed
oczami, niczym obrazy z taśmy filmowej przeleciały mi wydarzenia z pierwszego
dnia nauki w Hogwarcie. Doskonale pamiętam, jak Scorpius dosiadł się do mnie i
Albusa w pociągu i jak wywiązała się między nami niesamowicie długa i – jak na
nasz wiek – dojrzała rozmowa. Rozprawialiśmy na temat szkoły, domów,
śmierciożerców, aurorów. Nie baliśmy się żadnego tematu i zgodnie doszliśmy do
porozumienia, że naszym rodzicom przydałoby się trochę nerwów więc zawiązaliśmy
pakt przyjaźni. Na ceremonii przydziału pomyślałam, że los chce nas rozdzielić
bo każde z nas trafiło do innego domu – ja do Ravenclaw, Al do Gryffindoru a
Scorpius oczywiście do Slytherinu. Jednak coś nas do siebie ciągnęło, może
przeznaczenie?
∞∞∞∞∞∞∞
Po
spakowaniu przed kominkiem ustawiła się kolejka. Pierwsza zniknęła Lily,
wykrzykując „Nora” i rozmywając się po chwili w szmaragdowych płomieniach.
Kolejny do środka wepchał się mój brat i również zniknął.
-Szkoda,
że nie wpadniesz do Nory na rodzinną imprezę. Podwójne urodziny oznaczają
podwójny tort – zaśmiał się Albus obejmując ramionami mnie i Scorpiusa.
-Niestety
muszę wracać do domu. Pora się spakować. Poza tym mama by mnie zabiła gdybym
nie pokazał się na ten ostatni dzień w domu – odparł z uśmiechem – a tak w
ogóle złóż swojemu ojcu życzenia urodzinowe ode mnie, podziękuj za zaproszenie
i przeproś za nieobecność.
-To za
dużo słów jak na niego – wtrącił się James, potargał włosy młodszego brata i
wśliznął się do kominka przed Lucy – wybacz kuzyneczko, ale jestem bardzo
głodny – rzucił na odchodne.
-Idiota –
warknął Al lecz mimowolnie na jego twarzy pojawił się uśmiech – no cóż Malfoy,
żałuj że nie będzie cię na urodzinach Harry’ego Pottera.
-Żałuję –
odparł i chwycił za rączkę kufra. Wszedł do kominka, chwycił trochę proszku w
ręce i machając nam na do widzenia powiedział „Dwór Malfoy’ów” i ponownie
szmaragdowy ogień pochłonął czarodzieja. Westchnęłam cicho ze smutkiem
rozglądając się po salonie Muszelki.
„Nora”
krzyknął Teddy, gdy moje oczy skoncentrowały się na ścianie ozdobionej
kolorowymi muszlami, błyszczącymi kamykami i zdjęciami ze ślubu wujka Billa i
cioci Fleur. Kochałam moją rodzinę tak bardzo, jak mocno można kogoś kochać –
każdego po kolei i wszystkich razem. Tego dnia jednak nie miałam ochoty na rodzinne
zebranie. Być może było to samolubne lub nieuprzejme, ale po prostu marzyłam o
tym by położyć się w swoim łóżku z dobrą książką w dłoni i dać pochłonąć się
ciszy. Nie mogłam jednak czmychnąć do domu, bo w Norze czekali już na mnie
wszyscy których kochałam. No i przecież wujek Harry też miał dziś urodziny. Ale
jak cudownie byłoby znów leżeć na brzegu morza, sama bądź ze Scorpiusem, które
milczenie znaczyło dla mnie więcej niż tysiące słów innych ludzi. Wyjrzałam
przez okno. Wytężając wzrok dostrzegłam samotną, błękitną różę wyczarowaną
przeze mnie poprzedniego dnia. Westchnęłam. Przez głowę przebiegła mi myśl by
ją zerwać i zabrać ze sobą jednak roślina wydawała się być tu wręcz niezbędna.
Gdy wreszcie wyrwałam się ze swoich myśli
zorientowałam się, że zostałam sama. Wepchnęłam ciężki kufer do środka, ostatni
raz obrzuciłam salon Muszelki spojrzeniem i po raz ostatni adres „Nora” został przywołany.
∞∞∞∞∞∞∞
-Wreszcie
jesteś kochanie – mama pisnęła na mój widok i wyciągnęła mnie z kominka
przyciskając mocno do siebie – Moja dorosła córeczka.
-Cześć
mamo – odparłam gdy odzyskałam już oddech.
-Wszystkiego
najlepszego – w salonie Weasley’ów pojawił się tata.
-Dziękuję –
odparłam i dałam się przytulić rodzicom – A teraz pozwólcie że odłożę kufer na
miejsce?
-Nie ma czasu,
wszyscy już czekają – odparła mama i pociągnęła mnie do ogrodu.
Blask różnokolorowych
barw idealnie współgrała z błękitem nieba i zielenią trawy. Moja ulubiona
wierzba kołysała się na wietrze, a kilka sów siedzących na gałęzi wbiło we mnie
wzrok.
Na środku
ogrody ustawiony był duży, wręcz ogromny stół przy którym stali już wszyscy –
moje dwie ukochane babcie, dwóch dziadków, wszyscy wujkowie i ciocie – moja ogromna,
wspaniała rodzina.
Zajęłam
miejsce obok drugiego solenizanta, wujka Harry’ego.
-Wszystkiego
najlepszego – powiedziałam przytulając go.
-Wzajemnie
Rose – odparł i pogłaskał mnie po głowie niczym małe dziecko. Po chwili już
zdmuchnęliśmy świeczki.
Tego
samego dnia wieczorem, siedziałam w dawnym pokoju mojego taty, który tej nocy
dzieliłam jak zwykle z Lily i Roxanne. Po kolei otwierałam prezenty,
zachwycającym się każdym z nich. Najbardziej rozbawił mnie telefon komórkowy
podarowany przez babcię Monikę* tak bym mogła komunikować się z nimi bez
problemów.
Ciszę
przerwało pukanie do drzwi.
-Proszę –
odparłam odkładając prezenty na nocną szafkę.
-Cześć
Rose – powiedział wujek Harry wchodząc do pokoju – Możemy chwilę porozmawiać?
-Oczywiście
– odparłam i posunęłam się robiąc dla niego miejsce.
-Pamiętam
jak pierwszy raz ukazała się twoja moc. Sprawiłaś, że wszystkie rośliny w
ogrodzie zakwitły równocześnie. Dziadek Artur powiedział wtedy „wiedziałem, że
z Rose jest niezłe ziółko, no ale żeby aż tak dosłownie?”. Miałaś wtedy cztery
lata.
-Dziadek
opowiadał mi tą historię – odparłam ze śmiechem.
-Pamiętam
też jak twoja mama dzwoniła do mnie zaniepokojona twierdząc, że mówisz przez
sen straszne rzeczy. Że „ciemność nadejdzie, chcą mnie zabić, kły rozszarpią
wszystko” – powiedział, a mnie na chwilę zatkało.
-Tego nikt
mi nie opowiadał…
-Mówię ci
to, bo jesteś dorosła i wiem, że sny mogą oznaczać prawdę, tym bardziej znając
twoje zdolności z wróżbiarstwa. Chcę ci powiedzieć tylko tyle, że gdyby naprawdę
coś się działo to błagam – nie rób niczego pochopnie. Wezwij mnie i ojca,
dobrze?
-Pewnie
wujku. Na pewno nic się nie wydarzy. To tylko zwykłe sny małego dziecka.
-Na pewno
masz rację – odparł, uśmiechnął się i wyszedł.
∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞
No. Nie. Wierzę.
Dziękuję za tyle miłych słów. Jestem mega zaskoczona tak pozytywnym odzewem z Waszej strony. Różdżka w górę na Waszą cześć /* :D
Jeśli chodzi o rozdział, zdaję sobie sprawę, że jest tu wiele niedociągnięć i błędów (niestety tego typu sprawy to moja główna cecha), ale mam żywię nadzieję iż Wam się spodoba. Jeśli chodzi o babcię Monikę, to za cholerę nie mogę sobie przypomnieć czy w książce podane są imiona rodziców Hermiony. Wiem, że w Insygniach śmierci właśnie o takim imieniu Hermiona kazała myśleć swojej matce. Jeśli się mylę lub coś - nie bijcie! :D Mam nadzieję, że rozdział nie jest za długi.
Pozdrawiam i dziękuję za uwagę.
Nika :)
Z tego co się orientuję imiona rodziców Hermiony nie były podane. Ale kiedy w VII części wybierała się ona z Harrym i Ronem na poszukiwanie Horkruksów to zmodyfikowała im pamięć i myśleli że nazywają się Wendell i Monica Willkins. (ale to chyba nieistotne xD)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, naprawdę mi się podoba. Oryginalny pomysł... jeszcze nie trafiłam na opowiadanie gdzie Rose już jest taka dorosła ^^ Podoba mi się.
„wiedziałem, że z Rose jest niezłe ziółko, no ale żeby aż tak dosłownie?”---> wygrałaś internety ;D
Naprawdę śliczny szablon <3
Czekam na następny ^^
Pozdrawiam i życzę weny ;3
Jej dziękuje za takie miłe słówka, aż się ciepło na sercu robi <3 Szablon robiłam sama i bałam się, że wyjdzie kalecznie ale cieszę się że się komuś podoba :)
UsuńHej hej!
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetny rozdział! Bardzo, bardzo mi się podoba!
Twój styl pisania - cudowny. Fabuła - idealna.
No nie ma co więcej napisać. Co do imion rozdziców, też nie pamiętam czy one były podawane.
Szablon jest naprawdę bardzo ładny, jest tylko jedno, ale. Nie widać co jest napisane w komentarzach!! Błekitne napisy na beżowym tle - zły pomysł. Powinnaś to zmienić.
Weeeny życzę!
Bianka
zakrecone-zycie-huncwotow.blogspot.com
zwiadowcy-bron-bogow.blogspot.com
Przepraszam na szarym tle*
UsuńNo tak zapomniałabym! Dodaję cię do zakładki polecane na moim blogu!
UsuńŚwietne! Naprawdę robi wielkie wrażenie :3 już czekam na kolejny rozdział, a co do komentarzy to się zgadzam z wcześniejszą komentatorką :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :*
zapraszam do siebie
http://hogwarckie-tajemnice.blogspot.com/
Ja tam się przyczepię: Zrobiłabym ciemniejsze napisy. Czy ja tracę wzrok czy to takie dobranie kolorów?
OdpowiedzUsuńWow, szacun. Ja ledwo umiem przekopiować zdjęcie. A co dopiero zrobić szablon!
Rozdział mniam, mniam. Bardzo dobry! :)
Rose dorosła. Juhuu! Teraz może pić, palić i jarać szlugi!
Lubię Scorose ale to jest wyjątkowe . Hermiona i Ron genialni oboje!
Dziękuję za dedykejszyn i czekam na nexta :)