Jak dobrze
znów być w Hogwarcie - grube mury przesiąknięte historią, szerokie korytarze
pamiętające setki pokoleń uczniów, każdy przedmiot pulsujący magiczną energią, który powietrze
wokół siebie wprowadza w delikatne drgania. Nie wiem czy ktokolwiek oprócz mnie
odbierał magię w ten sposób – jako ruch cząsteczek, którego produktem była
krystaliczna energia pozwalająca się opanować jedynie czarodziejom. Jak
wspaniale było móc doświadczyć tego zaszczytu i być w tym miejscu. Gwar
wypełniający korytarze pieścił moje uszy – wszystko było tu wręcz
perfekcyjne. Każda świeca dająca
niesamowite światło, każda cegła budując ten zamek i każdy uczeń tworzyły
niesamowitą atmosferę.
Hogwart bardzo się zmienił od czasów wielkiej
bitwy z Voldemortem. Pomiędzy domami zapanowała względna zgoda, zniknęła czysta
nienawiść a na jej miejscu pojawiła się ogólna zdrowa rywalizacja. Już nikt nie
bał się przyznać, że jest mugolakiem. Przyjaźń między gryfonem i ślizgonem nie
była niczym strasznym – Albus i Scorpius dali wielu ludziom przykład, że
podziały są bezsensowne. Czyż nie lepiej po prostu cieszyć się mocą jaką
otrzymaliśmy w darze? Nie rozsądniej jest zachwycić się tymi wspaniałymi
możliwościami i skupić się na otaczającej nas wszechmocy?
Wielka Sala wypełniona była już po
brzegi, gdy zajmowałam miejsce przy stole krukonów. Przywitałam się z Adamem
Lewicky’m, Ann Holghstein i Mary Blackpool – moimi najbliższymi
współdomownikami. Złożyli mi szybkie życzenia urodzinowe, bo już po chwili na
Sali zjawili się pierwszoroczni. Spojrzałam na przerażone twarze młodzików i z
sentymentem przypomniałam sobie jak ja byłam na ich miejscu. Blade, biedne
dzieciaki – czego się bały? Te z domów czarodziei na pewno tego, gdzie zostaną
przydzielone. Albus też się bał. I Scorpius. Tylko nie ja. Co prawda, byłam
zdziwiona gdy Tiara przydzieliła mnie do Ravenclaw. Nie byłam super utalentowaną
czarownicą, nie wyróżniałam się ponadprzeciętną wiedzą, a już na pewno nie
byłam NUDNA (a tak właśnie przedstawiano mi krukonów). Więc dlaczego? „Wydaje
mi się, że Tiara doceniła twój otwarty umysł, kreatywność i wyobraźnię oraz to,
że nie boisz się być po prostu sobą” – stwierdziła pewnego razu moja mama. Czy
miała rację?
Gdy wujek Neville… to znaczy profesor Longbottom wyczytywał z listy
nazwiska kolejnych pierwszoroczniaków, ukradkiem spojrzałam na stół Slytherinu.
Wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Scorpius uśmiechnął się do mnie i wrócił do
oglądania ceremonii przydziału. Scorpius, moje serce i szczęście. Ostoja w
każdej sytuacji, przyjaciel i powiernik. Człowiek niepodlegający żadnym
kanonom. Ktoś kogo nie można nie kochać. Jego blond puszyste włosy były
zazwyczaj rozczochrane, a piękne pełne usta wygięte w szczerym uśmiechu.
Nietypowy był to ślizgon. I mój. Granica
między przyjaźnią a miłością w naszym przypadku była bardzo cienka już od
momentu poznania. Gdy opowiadałam rodzicom z przejęciem o Scorpiusie,
podśmiewali się cicho pod nosami jakby przyrównując własne doświadczenia do
moich. Tata na początku nie był zadowolony z naszej przyjaźni, a gdy pewnego
dnia, będąc w piątej klasie powiedziałam mu, że kocham Scorpiusa o mało nie
dostał zawału. Mimo wszystko Weasley’owie i Potterowie polubili Malfoy’a. Niemożliwe?
A jednak. W świecie magii wszystko jest możliwe.
Gdy uczta dobiegła końca, a pierwszoroczni
wraz z prefektami udali się do swoich dormitoriów, zauważyłam jak u szczytu
schodów nad ziemią unosi się Szara Dama. Wpatrywała się w młodych uczniów jakby
z tęsknotą za utraconym życiem. Już od
początku mojego pobytu w szkole Helena wykazywała niezwykłe zainteresowanie
moją osobą. Zagadywała mnie, zwierzała mi się i pomagała w ciężkich sytuacjach.
Poznałam Hogwart od strony jego nieśmiertelnych mieszkańców. Gdy nasze
spojrzenia się spotkały, posłała mi uśmiech i ruchem głowy nakazała pójść za
sobą. Zatrzymałyśmy się dopiero na placu
przed głównym wejściem do szkoły. Przez „ciało” Heleny prześwitywał blask
księżyca, przez co duch wyglądał jakby błyszczał w mroku. Ustałam obok niej i
spojrzałam w tym samym kierunku co ona. Przez chwilę obserwowałyśmy jak sowy
unoszą się nad taflą jeziora wykonując niesamowicie hipnotyzujący taniec, by po
chwili zniknąć w głębi sowiarni.
-Jak ci
minęły wakacje? – zagadnęła.
-Wspaniale –
odparłam z uśmiechem – działo się wiele rzeczy. Byłam u rodziców mojej mamy, w
świecie mugoli przez dwa tygodnie. Hugo był zachwycony zmywarką i konsolą do
gier. A ty?
-Oh… jak co
roku… - odparła – lecz tym razem działy się dziwne rzeczy.
-Jakie
rzeczy?
-W Zakazanym
Lesie… mam wrażenie, że dzieje się tam coś bardzo złego..
-Jak to? Co
masz na myśli Heleno? – zapytałam odruchowo zaciskając dłonie na różdżce.
-Miałam
wrażenie, że nocami z lasów słychać niepokojące odgłosy… Wrzaski, śmiechy…
Oczywiście poinformowałam o tym kogo trzeba. Profesor McGonagall wezwała kilku
aurorów by przeszukali teren. Oczywiście nic nie znaleźli, ale ja jestem pewna
że coś się tam kryję.
-Pewnie
dlatego wujek powiedział mi o moich snach – powiedziałam, a Helena zwróciła
głowę w moją stronę.
-Powinnaś
iść już spać, jutro rano masz zajęcia.
-Masz rację
– odparłam – dobrej nocy.
Powolnym
krokiem zaczęłam zmierzać w stronę wieży Ravenclaw. Gdy odwróciłam się, by
spojrzeć na Helenę, jej już tam nie było.
∞∞∞∞∞∞∞
Gdy w tafli
jeziora odbijały się promienie wrześniowego słońca, ja już od dawna siedziałam
na błoniach i przeglądałam „Ziołolecznictwo, czyli ‘bzdety’ w które nie wierzył
mój starszy brat” Alfreda Moonstone’a. Właśnie czytałam o przeciwgorączkowych właściwościach
frigoriusa gdy obok mnie zjawili się Scorpius i Albus.
-Jak tam
twoje roślinki Rose? – zapytał Albus wpatrując się w kartki nowiutkiej książki,
którą dostałam od wujka Nevilla na urodziny.
-W porządku
– odparłam i zamknęłam książkę. Rozłożyliśmy się wygodnie na ostatnich
zielonych źdźbłach trawy rozkoszując się wonią kwitnących wrzosów.
-Moi rodzice
składają ci życzenia i mają nadzieję, że wpadniesz razem ze mną w święta choć
na jeden dzień – powiedział Scorpius przerywając ciszę.
-Naprawdę? –
spytałam unosząc się na łokciach – Chcą żebym przyjechała?
-Wiesz, oni
na prawdę cię lubią.
-Cieszę się
– odparłam z uśmiechem na ustach – oczywiście, że wpadnę, ale co z twoimi
dziadkami?
-Wiesz… ich
podejście się chyba nigdy nie zmieni. Nawet na mnie patrzą krzywo. Załatwię,
żeby tego dnia nie było ich w domu.
-Przechlapane
– podsumował Albus żując „dymową gumę”, dzięki której z ust wypuszczał
różnokształtne obłoczki – jak dobrze by było, żeby wszyscy się opamiętali. Żeby
panował pokój.
-Piękne
ideologie – znikąd pojawiła się Lily. Położyła się na trawie tuż obok nas –
Szkoda, że niemożliwe do realizacji.
-Czemu by
nie, ludzie wydają się być dla siebie lepsi – odparłam.
-Nigdy nie
będzie spokoju. Choćby nie wiem co się działo zawsze znajdą się jakieś ciemne
typki – stwierdziła Lily. Na chwilę zapanowała cisza.
-Zło nigdy nie zniknie ze świata. Choćby ludzie
toczyli wojny z największymi tyranami i je wygrywali, to na ich miejscu zawsze
pojawi się ktoś następny. Najważniejsze
jest to, aby w ciemności znaleźć światło i podążać w jego kierunku –
stwierdził Scorpius. Nikt nie odpowiedział.∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞∞
Drugi rozdział.
Mam wielką nadzieję, że rozdział nie zanudził Was na śmierć. Na początku akcja może toczyć się dosyć dziwnie i leniwie, bez szału ale chciałam żeby na razie tak to wyglądało. Mogę już zapowiedzieć kolejną część. Na bloga zapraszam w Halloween (swoją drogą, moje ulubione święto). Trzeci rozdział będzie zdecydowanie dłuższy i (oby) ciekawszy.
Dziękuję za te miłe słowa, porady etc etc kocham Was.
Pozdrawiam i życzę owocnego tygodnia.
Nika
Dziewczyno... jak ty genialnie oddajesz istotę Raveclaw'u, poprzez myśli Rose... zazdroszczę Ci tego, moja Rachel nijak się do tego nie ma...
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo ciekawy, wcale mnie nie zanudził, a wręcz przeciwnie- Czuję niedosyt, chciałabym więcej ^^
Och i ciekawe co to za zagrożenie, które znajduje się w zakazanym lesie...
Bardzo spodobało mi się podsumowanie rozdziału, a najlepszy był następujący cytat:
"Zło nigdy nie zniknie ze świata. Choćby ludzie toczyli wojny z największymi tyranami i je wygrywali, to na ich miejscu zawsze pojawi się ktoś następny. Najważniejsze jest to, aby w ciemności znaleźć światło i podążać w jego kierunku"
Myślę, że jest w nim wiele racji... bardzo inteligentne spostrzeżenie ^^
Warto zapamiętać ;)
Pozdrawiam cieplutko i życzę weny ^^
Oh ahh dziękuje dziękuję <3
UsuńWitam!
OdpowiedzUsuńTak wiem jestem spóźniona, tak wiem komentarz nie będzie długi, tak wiem, że nic nie wiem.
Kiedy czytam teojego bloga, czuję, że nie dorajtam ci do pięt. Naprawdę fantastycznie, bellisimo, cudownie, niesamowicie i tak dalej i tak dalej.
Dłuższy komentarz pojawi się w weekend... Tak.
Weny
Bianka
zakrecone-zycie-huncwotow.blogspot.com
Po pierwsze: Cudowny rozdział.
OdpowiedzUsuńOj, bo zakocham się w Krukonach!
Ju ar soł talentet, maj bjutiful gerl!
-Dżoana Krupa
Lubię umieszczać pod tekstami cytaty Dżoany więc strzeżcie się.
Rozdział jest naprawdę świetny. Błędów ani grama. Masz betę czy nie? Bo jeśli nie to jestem pod wrażeniem.
Nie wiem co powiedzieć.
Aj don't noł.
Aj lajk inglisz.
No dobrze, zostałaś nominowana do mojego LA :)
Nie mam bety i szczerze nie chciałabym, żeby ktoś mi mieszał w moich rozdziałach :D Dziwne, że nie ma błędów bo interpunkcja to moja słaba strona :D
UsuńHej, cześć, czołem! Jak zapowiedziałam, tak przyszłam, i muszę stwierdzić, że ten blog jest świetny! ;) Oczywiście, że czasami jakieś błędy interpunkcyjne się znajdą, ale najważniejszy jest dobry tekst, który ty reprezentujesz. Pozdrawiam serdecznie i dodaję do obserwowanych - Zjawa, która także ma na imię Kinga :)
OdpowiedzUsuńDobry wieczór :3
OdpowiedzUsuńZacznę od tego rozdziału, bo nie podobało mi się jedno zdanie, mianowicie "Gwar wypełniający korytarze pieścił moje uszy – wszystko było tu wręcz perfekcyjne." Wyobraźmy sobie szkołę, do której uczęszczają setki uczniów w wieku 11-17 lat. Już samo to sprawia, że na korytarzach jest okropnie głośno. Następnie dodajmy, że niektórzy z owych uczniów nie widzieli się przez dwa miesiące i są bardzo podekscytowani spotkaniem. Nie sądzę, żeby hałas, jaki robią, pieścił czyjeś uszy.
No dobra, jedźmy dalej. Krótkie bardzo te rozdzialiki, w zasadzie nic nie ma szansy się rozwinąć.
Rose - cóż, ja ogólnie jej nie lubię, no i przede wszystkim nie shipuję jej ze Scorpiusem (team Albius, no co zrobisz ;-;), tutaj również nie zyskała mojej sympatii. Przez te głębokie przemyślenia sprawia wrażenie strasznie zadufanej w sobie, dodatkowo te jej ekstra moce i och-jestem-super-duchy-mnie-kochają. No nie wiem, trochę śmierdzi merysuizmem, uważaj, by nie przesadzić.
Z tych krótkich rozdziałów zdołałam wyłuskać jeszcze coś o Scorpiusie, który z kolei jest moim crushem, także no XD. Tu akurat jego kreacja mi się podoba, jest takim kochanym i opiekuńczym Ślizgonem, normalnie ideał.
Chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej o pozostałych bohaterach poza tym, że najwyraźniej wszyscy są zdolni do tworzenia jakichś głębokich przemyśleń. Generalnie ten ficzek jest utrzymany w tak podniosłym nastroju, że mam ochotę ubrać się na galowo i odśpiewać hymn. Troszkę humoru, jakichś dowcipów na pewno by nie zaszkodziło. Zwłaszcza, że taki nastrój nie pasuje do grupy nastolatków.
To chyba tyle ode mnie, pozdrawiam cieplutko i życzę dużo weny.
Dianka
[disconsolate-generation.blogspot.com]
[hogwarccy-herosi.blogspot.com]